niedziela, 18 lipca 2010

Słowacja - Bieszczady - 30.06-12.07.2007

W końcu znalazłem chwile czasu by nabazgrać, co nieco o mojej podróży przez Słowację i Bieszczady.

W podróż wybraliśmy się w dwa bike – ja moją XJ900 S i kolega (dzula) z studiów na swoim GS 500.
Termin wyprawy przypadł na 30 czerwca i planowany powrót na 12-13 lipca.
Główne założenia, które sobie postawiliśmy do zrealizowania:
– odwiedzić moją rodzinę na śląsku
– następnie odwiedziny mojej koleżanki forumowej xj w szpitalu, która ujeżdża motocykle nie od dziś i uległa wypadkowi jakiś czas temu ( oczywiście wymuszenie katamarana).
– pozwiedzanie Bratysławy, ( co niestety się nie wyszło..)
– przejechanie wzdłuż całej Słowacji zaliczając: Niskie Tatry, Dolinę Demanowską, Jaskinie Lodovą i Svobody w Liptowskim Mikulasie, Tatralandia – Aquapark, Tatry Wysokie – Poprat, Słowacki Raj i parę szlaków oraz oczywiście nakręcenie jak najwięcej kilometrów po Słowackich serpentynach.
– ruszenie na polskie Bieszczady
– wejście na Tarnice i jeśli pogoda pozwoli na cos jeszcze
– pokręcenie się po serpentynach + odwiedzenie Soliny
– szczęśliwy powrót do domu

No to tak słowem wstępu...
Wyjechaliśmy w piękną pogodę 30 czerwca ok. 10:30 w kierunku Katowic do mojej rodzinki.















Po drodze zaplanowany był przystanek w motocyklowej firmie mttr w Łodzi –
Oboje mamy od nich spodnie tekstylne zakupione no i jakoś tak wyszło ze Dzuli były za ciasne i chciał je wymienić na rozmiar większy.
Ludzie w firmie super sami jeżdżą i dogadanie z nimi czy poprzymierzanie różnych ciuszków nie stwarzało żadnego problemu do tego stopnia ze wpuścili nas do swojego warsztatu gdzie produkowane są części zamienne do HD i tam naprawiliśmy światła w GS bo przewód się przepalił i tylko postojówka się jarała.

U rodzinki byliśmy ok. 19:00 i wyskoczyliśmy na działkę gdzie grilowanie i piwkowanie do północy.



















Po rannej kawie i pożegnaniu z rodzinką pojechaliśmy do szpitala w Piekarach śląskich do Agaty która jeździła XJ 600 i jakiś czas temu samochód jej wymusił i doznała skomplikowanego złamania otwartego nogi. Ale Agatka wszyscy jesteśmy z Tobą i przy twoim uporze i sile życia raz dwa z tego się wyliżesz.



















Ok. godziny 13:30 ruszyliśmy w kierunku granicy i przejścia w Zwardoniu, na granicy wymiana kasy na słowackie korony i jazda w kierunku na Bratysławe.







Trasa do stolicy Słowacji super – piękna pogoda i 90% autostrada więc trasa minęła szybko i przyjemnie.

W Bratysławie byliśmy ok. 20:00 pojeździliśmy po niej troszkę w celu znalezienia noclegu lecz ceny w pobliżu centrum były szokujące wiec wyjechaliśmy w kierunku Tatr Niskich i przekimaliśmy na Campingu w Synacu.







Nocleg super przy wjeździe na kamping jakiś koleś zaczął gadać po jakiemuś i za chiny nie rozumieliśmy o co mu chodzi. Więc przejechaliśmy dalej do jakiejś babki szefowej campingu gdzie po jej ruchach rękoma zkumalismy ze mamy się gdzieś rozbić wiec tak uczyniliśmy rano się złożyliśmy wyjeżdżamy przez bramę a oni szlaban do góry i machają rękoma na pożegnanie – Kurcze super - wiec pierwszy nocleg na Słowacji i za freeJ.






Podjazd pod Lidla i zrobienie zapasów parówkowych i bułkowych i postanowienie gdzie jedziemy –







Po rozmowie i rozpatrzeniu za i przeciw różnych argumentów odpuściliśmy sobie już zwiedzanie Bratysławy i ruszyliśmy od razu w stronę Liptovskiego Mikulasa.

Po drodze wjechaliśmy zwiedzić zamek Likava, bardzo ładne ruiny zamku na szczycie góry. Podjazd pod zamek okazał się nie możliwy z powodu ukształtowania terenu i specyfikacji naszych moto wiec postanowiliśmy zostawić moto na dole przebrać się i zdobywać zamek.
Godzinkę wspinaczki i byliśmy na dziedzińcu zamku.











































Ok. 16:00 wyruszyliśmy spod zamku w do Liptowskiego Mikulasa w którym byliśmy ok. 19:00. Chaty nie trudno było znaleźć ponieważ na co drugim domku tabliczka „ubytowanie”.
Wynajęliśmy praktycznie cale mieszkanko dwu pokojowe z kuchnia łazienka na 3 noce za 280 koron. Tego samego dnia jeszcze tylko zaliczyliśmy Hipernowa i do chatki piweczko i wanna.

Rano wsiadamy na motocykle i jedziemy do Doliny Demanowskiej w celu wejścia na Chopok (2024m). Motocykle zostawiamy na parkingu przy kolejce i przebieramy się w stroje trekkingowe.



















Planowo mieliśmy wjechać dwoma kolejkami aż do Końsky Gruń a z powodu pomyłki w zrozumieniu ich cennika i kolejkowego wykupiliśmy tylko podróż kolejka do Rovna hola a resztę okazało się że trzeba z buta – wiec mieliśmy dodatkowe ok. 1,5 godziny wspinania się na szczyt.







U góry widoki piękne i temperatura ok. 0 stopni. Czas naglił więc poszliśmy dalej szlakiem po szczytach górek, następnie zejście i zimne piweczku i kolacja w domku. W sumie 6 godzinna trasa nam wyszła, pogoda super wiec i ryjki spalone.











































Drugi dzień od rana leje – wiec postanowiliśmy zrobić jaskinie i Tatralandia. Motocyklami podjeżdżamy pod pierwszą jaskinie Lodovą i godzinka zwiedzania w średniej temperaturze ok. 0-3 stopni i wilgotności 99% - super widoki, po zakończeniu jednej jaskini od razu wsiadamy na 2oo i podjeżdżamy do drugiej jaskini Svobody – tez około 45 minut przejścia z przewodnikiem – Widoki i klimat niesamowity.































Po jaskiniach ruszamy ok. 17:00 na Aquapark i moczymy się w termalnych basenach+ zjeżdżalnie do bólu + wykupiliśmy sobie dodatkowo świat sauny i dżakuzii( nie mam pojęcia jak to się piszeJ ) Relaks na maksa... aż się nie chciało wychodzić...













Odprężeni wracamy ok. 21:00 do chatki gdzie jemy kolacyjkę browarka – troszkę wiadomości i CIA po słowacku i w kime.

Rano pakujemy się dziękujemy za kwaterę żegnamy z doliną Demanowską i ruszamy w stronę Popradu – wysokich Tatr. Lądujemy w Słowackim Raju w wiosce koło Lesoka czyli głównych miejsc wyjść na szlak. Tam szybko znajdujemy chatkę do wynajęcia za 320koron od głowy i po rozpakowaniu i przebraniu wyruszamy na szlak 3,5 godzin. Piękne widoki, strumyki, skały, drzewa, wodospady.. itd.

























Następny dzień to już dłuższy szlak 8 godzinny i chodzenie na wysokie punkty widokowe i chodzenie po pręcikach nad rzeką – fajna sprawa chodź mogłoby tego być więcej. Ładujemy pod wieczór w domu i jesteśmy wykończeni wiec szybka wanna chińczyk piweczko i kima .

























Od rana rozporządziłem ze na razie chodzenia starczy i wyruszamy rano na serpentyny i pętle słowackie. Nakręciliśmy po nich ponad 200km przy okazji zwiedzamy 3 jaskinie i jemy regionalne kluseczki w restauracji górskiej. Prawie udało się pozamykać nam gumy – emocje były nie dopisania.































Następny dzień zaczyna się od pakowania, kawka śniadanko pożegnanie Słowackiego Raju i wyruszenie już w kierunku granicy przy okazji zwiedzając Spiski Zamek.













Kolejny punkt naszej podróży to już przejście graniczne w Barwinku – bilans kilometrów na samej Słowacji 1300.

Z granicy lecimy w Bieszczady i kimamy w Lesku. Rano dnia następnego pakowanko i jedziemy już od razu na Ustrzyki Górne szybko załatwiamy nocleg i wyruszamy na szlag i wejście na Tarnice.



















W Bieszczadach zaczęła się niestety pogoda psuć. I na drugi dzień chcieliśmy wyjść na kolejny szlak ale ja sobie odpuściłem bo się chmurzyło a po za tym starczyło mi już chodzenia i Dzule zawiozłem na początek szlaku a sam ruszyłem na zapoznanie się z bieszczadzkimi serpentynami i wielka pętla bieszczadzką w sumie ok. 160km. Dodatkowo wjechałem na zaporę w Solinie i w drodze powrotnej zabrałem Dzule z szlaku ponieważ zaczęło mocno lać i nie było już ani z chodzenia ani z jazdy frajdy.







Wieczorkiem spacerek z browarkiem po okolicznej rzeczce i mostkach i kimawa bo rano trzeba wstać i o 10:00 ruszać już w kierunku domu.







Postanowiliśmy dojechać aż do Łodzi czyli zrobić ponad 500km więc plan był ambitny i go zrealizowaliśmy – o 19:00 byliśmy w Łodzi . Spaliśmy w domkach w ośrodku sportowym jakimś i z rana zaczęliśmy robić nasze ostatnie 200 kilometrów do Chełmna. W domu byliśmy troszeczkę zmoczeni o godzinie ok. 16:00. Wspólne zrzucenie zdjęć zjedzenie obiadziku i Dzula rusza dalej do siebie do domu do Chojnic.







I to by było tyle – reasumując ponad 2000 zdjęć , kilkadziesiąt filmików, zrobione na moto ponad 3000km i niesamowite wspomnienia których nigdy się nie zapomni i nikt nam ich nie zabierze....

Troszkę może przydługawa ta moja fotorelacja – ale tak jakoś dostałem weny twórczej
Galerie z wszystkimi fotkami można zobaczyć na Tutaj